24 marca 2012

Blondie na wiosnę

Jest w jedzeniu coś takiego, co powoduje, że problemy znikają a świat staje się łatwiejszy do zniesienia. Nie myślę tu o uzdrawiającej mocy zapychania się czekoladą w chwili smutku czy zakradania się nocą do lodówki na ukojenie nerwów :) Chodzi raczej o sam rytuał - przygotowywanie posiłku to przecież nic innego jak sekwencja podobnych, znanych i niezmiennych czynności. Jest kuchnia, jestem ja. Wchodzę, gotuję, jest taniec i uwolnienie myśli od głowy i głowy od myśli. Krojenie, siekanie, mieszanie. Chodzi o swobodę popłynięcia pod prąd i przełamywania schematów - jest przepis, ale zawsze można go zmienić. O możliwość eksperymentowania. Nie wiem jak eksperyment ma się do rytuału, ale w kuchni to wszystko jakoś się pięknie łączy. No i o tworzenie, bo gotowanie jest przecież jak malowanie, tyle że smakiem i zapachem. A wygląd potrawy? Przecież to może być feeria barw i faktur, zabawa formą.
Chodzi też o pełną szafkę, pełną lodówkę. Świadomość, że rano mogę wyczarować owsiankę z mango, jajecznicę z pomidorem, sałatkę z rzodkiewką...
Jedzenie i gotowanie dają mi absurdalne poczucie bezpieczeństwa. To chyba jakiś atawizm z czasów jaskiń:)
Bezpieczeństwo, pewność, spokój, zadowolenie.
Dziś w Amsterdamie piękny, piękny dzień, pierwszy tak ciepły. Nad pobliskim kanałkiem karmiliśmy kaczki moim nieudanym chlebem (serio, mógłby służyć do walki a nie do jedzenia :) ) a potem postanowiłam, że dość i kupuję mikser. Do tej pory trzeba było sobie radzić bez, ale jednak w dobie umechanicznionej kuchni ciężko wytrwać bez tego super sprzętu. Jedyne co piekłam do tej pory to wszelkiego rodzaju drożdżowe i kilka razy kruche, ale te drożdże i wielkie buły z dżemem już wychodzą uszami. Zaopatrzona w mikser ruszyłam na podbój ciast ucieranych, czego efektem jest wspaniałe ciasto z białą czekoladą, niejakie blondie. Pomysł zaczerpnięty z bloga Cynamon i oliwka, z moimi drobnymi modyfikacjami. Poniżej podaję go już ze zmianami.




Truskawkowe blondie, czyli ciasto z białą czekoladą i owocem

Składniki:
200 g masła
150 g białej czekolady połamanej na kawałeczki
220 g cukru
200 g mąki
szczypta soli
truskawki (użyłam mrożonych)

Na początek roztapiamy masło w garnuszku. Chwilę trzymamy na gazie, uważając by się nie przypaliło (zawsze przy rozpuszczaniu masła zbieram białe szumowiny, które pojawiają się na jego powierzchni, mam wrażenie, że są jakieś niezdrowe). Rozpuszczone masło odstawiamy i chwilę przestudzamy a następnie wrzucamy połowę czekolady. Czekamy kilka minut i dopiero po tym czasie mieszamy czekoladę z masłem, pozwalając się jej rozpuścić.
W misce ucieramy cukier z masłem na puszystą i jasną pianę (około 2 minut). Dodajemy mąkę, sól, i masę maślano-czekoladową. Mieszamy za pomocą drewnianej kopystki do połączenia składników (nie za długo!).
Smarujemy masłem formę (u mnie okrągła, 24 cm), podsypujemy bułką tartą, przelewamy masę ciastową :). Wierzch posypujemy resztą czekolady oraz truskawkami pokrojonymi na kawałki.
W oryginale ciasto piecze się około 40-45 minut. Ja piekłam swoje w prodiżu, a w ten sposób zawsze jest odrobinę dłużej - w moim przypadku ok. godziny.
Nie udało mi się ocalić nawet kawałka po upieczeniu, więc zdjęcia tylko z fazy przygotowań.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz